Archiwum 23 sierpnia 2015


sie 23 2015 Twoja praca vs moja praca
Komentarze: 0

Pracować, czy nie pracować – oto jest pytanie. Mowa o pracy zawodowo-zarobkowej, a nie o tych bździnach czyli tak zwanej pracy w domu. Z męskiego punktu widzenia to najprawdopodobniej malowanie paznokci, kopcenie fajur, leżenie z kawą na tarasie i „pachnienie”.

Mężczyźni chętnie się wypowiadają w kwestii pracy zawodowej kobiet, jednak są mocno niezdecydowani. Te same osobniki potrafią wygłaszać opinie tak od siebie odległe, jak odległe może być małżeństwo od namiętności. Czasem nasi panowie chcą uchodzić za nowoczesnych, więc: „tak – pracuj kobieto”. Częściej jednak tę opinię wyrażają z zazdrości. Nie mogą znieść myśli o tym, że my piłujemy pazury, gdy oni fedrują na przodku, lub idą na wojnę. „Popracuj trochę, zobaczysz jak to jest”. I trzeci powód dla którego warto wysłać żonę do pracy „jak będzie sama w domu, to będzie jej odwalać. Zacznie marudzić. Nie dasz sobie z nią rady”.

Argumentów przeciwko pracy wypowiedzianych jeszcze przed próbą podjęcia takowej nigdy nie słyszałam. W latach osiemdziesiątych,jedynie, mój pochodzący ze Śląska wujek zakazał żonie pracy, bo on jest od zarabiania, a ona od kulania śląskich klusek i wołowych roladek. Za to znane mi są powody dla których żona zawodową pracę miała rzucić. „Praca jest dla ciebie najważniejsza, nie dbasz o dom”. Powód drugi: „masz romans z szefem, jutro mu wybiję zęby”. Ostateczny, rozbrajająco sprzeczny z tym o odpałach żony spowodowanych nadmiarem wolnego czasu: „ Odkąd pracujesz i masz swoje pieniądze strasznie ci odbija. Zrobiłaś się wredna i harda.”

Pracować więc czy nie pracować? A jak tam sobie chcesz! Ja polecam pracę jako źródło niezależności. Ale nie jest łatwo słuchać uwag o niedoróbkach w domu spowodowanych zbytnim zaangażowaniem w sprawy firmy.

Kobieto, Twoja praca zawsze będzie traktowana jako niezrozumiałe hobby. Jego zawód to powód do pisania peanów. Twój, to chwilowy foch. I nie łudź się, że wysokość pensji ma znaczenie. Jeśli przytargasz do domu mniej grosiwa niż twój walczący z mamutami bohater, jesteś śmieszna i niepotrzebnie tracisz czas i bilety tramwajowe na dojazd do miejsca w którym, jak twierdzisz „pracujesz”. Niewiele zmieni się, gdy twoja wypłata będzie wyższa. Im wyższa tym gorzej. Pozbawiasz męskości samca, który w czasach bez mamutów tylko w ten sposób może udowodnić, że jest zuchem.

Co proponuję? Opcje są dwie. Korzystam z nich na zmianę. Pierwsza, to usiąść w kąciku i rzewnie zapłakać. Druga, sposobem amerykańskim rzucać się z pazurami na samca, za każdym razem, gdy ten zakwestionuje racjonalność Twojej zarobkowej pracy. Obie działają podobnie jak próba wykopania tunelu pilniczkiem.

Pozostaje opcja trzecia, dla najsilniejszych. PRZESTAŃ GO SŁUCHAĆ!

sie 23 2015 W moim magicznym domu
Komentarze: 0

W moim magicznym domu

wszystko się zdarzyć może

[…]

sam się rozgryza orzech.

 

Większość znanych mi mężczyzn mieszka w takim magicznym domu, w którym wszystko samo się robi. Żona zajmuje się niczym, powinna więc być przynajmniej jego ozdobą, a tym czasem krąży w „ciapach” szurając nogami, w pochlapanym t-shircie jak czupiradło. Siedzi cały dzień w domu i nawet o siebie nie potrafi zadbać. I wiecznie czymś szumi, gdy chciałoby się obejrzeć meczyk. Oczywiście dociekanie czym jest źródło szumu, czy warkotu wykracza poza męską możliwość skupienia uwagi jednocześnie na piwie i okrzykach „szmaciarzu, ile ci płacą, że tak wolno biegasz!”. To nie możliwe, żebyśmy odkurzały, bo przecież jesteśmy leniwe. A porę brzęczenia wybieramy świadomie, z premedytacją. Nie dlatego, że też byłyśmy w pracy, że dzieci z przedszkola, że obiad w międzyczasie.

W moim magicznym domu sanitariaty są białe, bo przecież w takim kolorze je zakupiliśmy i takie będą na wieki wieków. To w ogóle nie wymaga traktowania ich wybielaczami. Same zbierają się „skarpeciane” kulki służące do znaczenia terenu. To nawet pomysłowe. Wprowadzasz kochanka, ten namierza skarpety, aha, tu rządzi gościu, który śmierdzi intensywniej ode mnie, ergo, więcej testosteronu, ergo, trzeba się ewakuować.

Muszę jednak przyznać, że w mózgu mojego faceta dokonała się i tak swoista ewolucja. Skarpetki przestały krążyć po całym domu. Awansowały do wylegiwania się pod pralką. Niestety, prawdopodobnie dopiero za kolejnych dziesięć lat mój rezus odkryje do czego służy kosz na brudną bieliznę. Podejrzewam, że, o ile w ogóle zauważył taki przedmiot, on skłania się ku przekonaniu, że trzymam tam naleśniki. Bo skąd brałabym ich taką ilość za każdym razem, gdy jemu zamarzy się ten przysmak. Na bank, zatrudniam milion Bułgarów, którzy smażą placki, chowam je w łazience w białym prostokącie, no i niestety, w takiej sytuacji nie ma gdzie podziać brudnych skarpet i gaci.

sie 23 2015 Mógłby być....
Komentarze: 0

….arabskim szejkiem.

Jest pewna grupa mężczyzn, która obarcza żony winą za brak sukcesów zawodowych. Nie, nie dlatego, że musieli bezpośrednio przez nią z czegoś zrezygnować. Nie dlatego, że jej problemy odciągały go od pracy. Nie dlatego, że żądała obecności w domu i wyjazdów na rodzinne wycieczki, przez co biedak nie awansował. Nie. Ona za mało od niego wymagała. Zbyt rzadko, bądź, (O Niebiosa, to karygodne) nigdy, nie krzyczała, motywując tym samym do większego wysiłku.

- Mam trochę żal do Jadzi, bo mógłbym wiele osiągnąć, ale ona była minimalistką i nie zmobilizowała mnie.

Ty wstrętna Jadziucho!

A Jadzia tymczasem, pamiętała z dzieciństwa sąsiadkę z góry i jej coniedzielne koncerty nad rosołem. Nie tylko mąż, ale parę sąsiadujących bloków dowiadywało się, że tata Marcina – mąż rozdartej sąsiadki, jest żałosny, bo inni mężowie…. Tu można wstawić dowolny przedmiot westchnień. W latach PRL była to za zwyczaj pralka automatyczna, wczasy w Bułgarii, czy maluch w kolorze yellow bahama. Jak śpiewał Perfect: telewizor, meble, mały Fiat – oto marzeń szczyt.

Jadzia nigdy nie chciała być jedną z tych kobiet, które zamiast męża kochać, zmieniają się w bohaterkę ze „Złotej Rybki”. Ty durniu, ja nie chcę być królową, chcę być cesarzową!

I co Ci z tego, Jadziu przyszło. Twój pięćdziesięcioletni mąż, dokonał podsumowania życia i winna jesteś bycia miłą i serdeczną.

Kobiety, jeśli planujecie związek, a nie potraficie krzyczeć, przyjrzyjcie się rodzinie wybranka. Jeśli jest wśród tych miłych ludzi dziadek, który żałuje, że nie został szejkiem, a miał potencjał, tylko ta żona…, uciekajcie czem prędzej! Bo gdy nadejdzie kryzys wieku średniego usłyszycie:

- Mam żal, że mnie nie motywowałaś. Mógłbym osiągnąć sukces.

- Weź więc wiadro i szmatę i osiągnij sukces w myciu podłóg!

sie 23 2015 Poganiać czy nie?
Komentarze: 0

Znajomy chętnie i samodzielnie zgłosił się do pomocy w męskim temacie. Zastrzegł jedynie, że muszę się ostro przypominać, bo jemu takie rzeczy wypadają z głowy. Robi przysługi temu, kto głośniej krzyczy. Podziękowałam za chęć współpracy. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie, gdyż nie jestem typem „przypominacza”. Z obserwacji wiem, że wygrywają upierdliwe krzykaczki, ale nie potrafię być jedną z nich. Nawet mojemu mężowi nie wiercę dziury w brzuchu. Nie krzyczę, nie walczę. Jestem na to zbyt dumna.  Ja mogę ewentualnie zasugerować dwa, rzadko trzy razy, że należałoby pomalować sypialnię. Jeśli nie przynosi to efektów, radzę sobie sama. (Kupuję pędzel i odkrywam, że machanie nim nie jest wcale taką skomplikowaną harówą, lub wzywam fachowca do pralki, z której, jak się okazuje wystarczy od czasu do czasu wyciągnąć psią sierść.

Niestety bycie samodzielną okazuje się nie popłacać. Jeden z zaprzyjaźnionych samców zdradził jak czuje się wówczas mężczyzna.

- Gdy moja żona zawołała fachowców do wykończenia kafelkowej roboty w łazience, obraziłem się. Co ona myślała, że ja tego nie potrafię? Taka jesteś? To teraz ja już do niczego się nie będę wtrącał.

- Ale czy przypadkiem remont nie rozciągnął się w czasie do granic absurdu? – spytałam

- Nawet jeśli, to ona nie ma prawa mnie tak poniżać.

- A może chciała Cię zawstydzić, żebyś następnym razem działał szybciej. Albo, po prostu miała dosyć bałaganu?

Dla rozmówcy pobudki nie stanowiły różnicy. Nigdy więcej nie zrobi w domu niczego, koniec, kropka, pe-el.

Wiem już co czują mężczyźni, gdy jesteśmy zbyt samodzielne (do czego sami nas zmuszają). Trzeba do tego dodać jeszcze spadek naszej atrakcyjności, gdyż panowie nasi żywią dynamiczniejsze uczucia do nieporadnych biedactw z Krainy Tęczy, które stoją bezradnie nad upuszczonym lodem, gotowe do ronienia z tego powodu łez. A on będzie supermanem i kupi nową słodycz.

Ale czy supermani wiedzą co z nami się dzieje, gdy odwalamy za nich robotę?

Jednorazowa akcja pomalowania sypialni, sama w sobie nie stanowi dla nikogo zagrożenia. Owszem możemy mieć z tego powodu focha, ale raczej nie na długo, bo serce nasze raduje się z powodu cudnego turkusu, który mówi nam „dobranoc” zanim zamkniemy oczy. Ale fakt nieprzydatności totalnej mężczyzny zostanie odnotowany w naszym umyśle. Ta akcja, podobnie jak inne będzie kwasem odkładanym w naczyniu ukrytym na dnie mózgu. Naczynie powoli będzie się napełniać, ale samo w sobie nie stanowi zagrożenia. Ot, od czasu do czasu przeklniemy podczas rankingu nieprzydatności mężczyzn na kawce u sąsiadki. Ale wystarczy, że samiec doda szczyptę sody do tego garnka octu, w postaci „ty nic w domu nie robisz”, następuje oczywista eksplozja. Zmykaj wówczas samcu, bo pożremy Cię żywcem, a z Twojej skóry zrobimy torebkę, i to będzie jedyna twoja przydatność.

Aha, i pamiętaj, podczas ucieczki nie śmiej zadać jednego z najbardziej znienawidzonych pytań: „No co ty? Masz ciotę?”. Po pierwsze, wszystkie uważamy, że „gówno o tym wiesz”, a my mamy prawo do nerwów, kiedy Ty jesteś beznadziejny. Po drugie, jeśli trafiłeś, to może dojść do morderstwa. Ponoć większość kobiet, które popełniły zbrodnię, w chwili jej popełnienia doświadczały sławetnego PMS.

sie 23 2015 Feministka - wróg ludzkości
Komentarze: 0

To zastanawiający fenomen. Feministek nie znoszą nie tylko „szowinistyczne świnie”, ale i zalęknione „kury domowe”, wycięte z amerykańskiego żurnala lat pięćdziesiątych. A to wszak w ich imieniu odbywa się walka. Nie wiem w czym rzecz. W tym, że są zbyt agresywne? Nie to się im jednak zarzuca. Powtarza się argument, że są zbyt mało kobiece. Czyli zbyt mało męskich mężczyzn też powinniśmy nienawidzić? Nie udaje się to jednak z taką siłą, z jaką obdarzane są podłym uczuciem kobiety walczące o dobro rodziny.

Jakie to niesprawiedliwe i beznadziejne. Grupa ludzi chce pomóc im podobnym osobom, a te się buntują. „WY jesteście brzydkie i nienormalne i MY nie chcemy mieć z WAMI nic wspólnego. Ja nawet lubię jak bije mnie mąż”. Całe poświęcenie sufrażystek, aresztowania, nawet bezsensowna śmierć pod końskimi kopytami, wywalczone prawa wyborcze, to wszystko nadal nie ma znaczenia.

I sama muszę przyznać, że nie chcę być uznawana za „jedną z nich”. Owszem, uważam, że to nie fair, że moja pensja jest niższa od pensji niekompetentnego durnia, siedzącego biurko obok. Drażni mnie fakt, że architekt wita mnie i męża słowami: „dzień dobry panu”. Szału dostaję, gdy ignorowane są moje uwagi dotyczące kwestii technicznych. Cóż kura może wiedzieć o nowoczesnych sprzętach RTV/AGD? Nic nie zmienia fakt, że od dwudziestu lat, ani razu moja uwaga nie okazała się nietrafiona. Samiec takiego stanu rzeczy nie odnotowuje w pamięci, bo oznaczałoby to, że jest słabo rozgarnięty. Ale gdy ktoś nazywa mnie „feministką”, budzi się we mnie odruch zaprzeczania. Nie poddaję się mu tylko dlatego, że uświadamiam sobie jak bezsensowna byłaby moja wypowiedź: „ja nie jestem feministką, ja po prostu nienawidzę mężczyzn”.